Urodzinowe przyjęcia z naszymi znajomymi i przyjaciółmi bardzo często – i w sposób jak najbardziej zaplanowany – przeradzają się w planszówkowe rozgrywki. Tydzień temu gościliśmy u Filipa z okazji jego zupełnie nieokrągłej rocznicy i oczywiście wykorzystaliśmy okazję aby pograć!
Główną rozgrywką wieczoru było Posiadłość Szaleństwa (stolik w kuchni grał jeszcze w The Great Western Trail). Rozgrywka o tyle ciekawa, że była to druga wersja tej świetnej gry – ta wspomagana przez aplikację. A że Filip miał obok duży telewizor z dobrym nagłośnieniem, sesja wypadła bardzo klimatycznie. Poniżej krótki raport z naszych perypetii.
Jeżeli chodzi o scenariusz, decyzja zapadła że gramy z dodatkiem – a zmagać się będziemy z Przebudzeniem dżungli.Postać, która mi przypadła – Dexter Drake – to znany magik, biegły w wykorzystywaniu czarów. W naszej drużynie była jeszcze Ola (z ciężka bronią!), Kuba (wszechstronnie uzdolniony), Konrad (Pan z cygarem) i Filip (posiadający dubeltówkę).Grę rozpoczęliśmy na zewnątrz budynku – wszędzie otaczało nas gruzowisko, uniemożliwiające skuteczne i szybkie poruszanie się.Ale dzięki Oli – a potem też maczecie – bardzo szybko rozpoczęliśmy penetrację wszelkich zakamarków. Trochę się rozdzieliliśmy, dzięki czemu obszary były szybko odkrywane.No i w końcu ja i Ola wpadliśmy na przebrzydłego ptaszylo-węża. Uderzyliśmy w niego czym sie tylko dało – belką i zaklęciami 🙂 – aż w końcu gadzina padła.Niestety, za chwilę koło Kuby i Konrada pojawiła się kolejna maszkara. Mieliśmy jednak satysfakcję, że odkryliśmy większość mapy.A co najważniejsze – znaleźliśmy Panią Doktor, która wytłumaczyła nam jak – przy użyciu 4 figurek – powstrzymać dżunglę.Myliłby się jednak ten, kto założyłby że od tak po prostu sobie odniesiemy te artefakty – pojawił się strażnik świątyni, który próbował (nieskutecznie) nas powstrzymaćMój odważny mag całą grę walczył na pierwszej linii frontu. Przypłacił to licznymi ranami i obłąkaniem – ale warto było!Gra dosyć mocno nam się przedłużała – a mieliśmy już 3 z 4 figurek. W tym momencie postacie: moją i Kuby – przejęli Andrzej i Kaszpir, doprowadzając resztę drużyny do szczęśliwego końca.
Ogólnie nie jestem fanem łączenia aplikacji komputerowych i gry. Tu muszę jednak stwierdzić, że w wypadku Posiadłości Szaleństwa jest to połączenie bardzo udane – wersja cyfrowa jedynie wspomaga wersję planszową, nie jest nachalna w ilości obszarów, które pokrywa a jednocześnie dosyć znacznie przyśpiesza pewne elementy rozgrywki.
A same urodziny? Było przesympatycznie i przepysznie – czegóż chcieć więcej!