W ramach migracji ze starego bloga – dzisiaj seria postów “Mansion of Madness”
Półtorej tygodnia temu planowaliśmy kolejną partię w posiadłość szaleństwa. Niestety, jeden zawodnik nam się wykruszył. A jednocześnie okazało się, że Agnieszka i Kuba mają wolny wieczór. Nie wahając się za długo, zapakowaliśmy Krzysztofa i jego planszówkę i pojechaliśmy do Wesołej.
Był to strzał w dziesiątkę – mimo, że otaczali nas często kultyści Krzysztofa:

to bohaterowi prowadzenie przeze mnie, Kubę, Agę i Magdę radzili sobie nad wyraz dobrze. Ba, mój dziadek kilkukrotnie podpalił sowimi czarami siebie, pokoje i kultystów (w sumie spopielił 4!) Zdecydowanie robienie pożogo to było “clue” wieczoru.

Niestety, “przypiekanie” kultystów nie wystarczyło. Zabrakło nam czas – trochę przez jedną źle zinterpretowaną regułę. Ale nie da się ukryć, że Krzysztof jako Strażnik Tajemnic ponownie świetnie się spisał!