Z pewnym poślizgiem ale myślę, że warto opisać naszą ostatkową wyprawę do Majki i Krzyśka. Odwiedziny te planowaliśmy już od jakiegoś czasu i tak jakoś wyszło, że ostatecznie wypadły w ostatki. Był to jednak idealny termin, bo przy okazji mogliśmy zakosztować nie tylko przepysznej tortilli ale też najprzeróżniejszych słodkości. Podbudowani takim podkładem – a raczej robiąc sobie przerwę przed kolejnym daniem – zdecydowaliśmy się przetestować prezent, który wręczyliśmy gospodarzom.
A że w centrum salonu był idealny do tego stolik, szybko przygotowaliśmy miejsce i się zaczęło. Etta jak zwykle nie zawiodła a im dalej w las tym większe wymóżdżenie powodowała 🙂 Ja miałem niesamowite szczęście, bo w pewnej chwili dorobiłem się dwóch jokerów co dzięki umiejętnemu zagraniu dało mi czterokrotne przemnożenie punktów! Jednak Magda nie odpuszczała i pościg trwał – ale jakoś się udało. Maja i Krzysie jak na pierwszą grę osiągnęli również przyzwoite wyniki – oba powyżej 100 pkt. – a sama rozgrywka bardzo się im spodobała.

Z zabawnych wydarzeń, okazało się, że nabyte w USA przez Magdę egzemplarze gry mają sześć losowych, zapasowych kafelków – bardzo się dziwiliśmy w czasie gry jak to możliwe, że niektóre się powtarzają…
Dlatego radzimy wszystkim nabywcom wersji “Made in USA” o przejrzenie kart i odłożenie zapasu na bok.