Poniższe wydarzenia miały miejsce jeszcze przed moją przerwa urlopową, i wydarzyły się w sierpniu jednak brak czasu nie pozwolił ich opisać. Za nami (ja i Marcin) ostatnia, piąta runda zasadnicza Open Tournament w Command Colors Ancients. Runda udana, zwycięska i… pożegnalna.
Ale oczywiście na początek, zanim zagraliśmy z naszymi turniejowymi przeciwnikami, rozegraliśmy miedzy sobą próbny mecz i rewanż. Tematem tej rundy była inwazja na Wielka Brytanie podczas panowania Cezara Klaudiusza i bitwa pod Medway. Po lewej na górze widać oddziały pomocnicze Rzymu – Batawów, które spokojnie przeszły rzekę. Po prawej – przechodzące przez most pontonowy dwa legion pod dowództwem generała Wespazjana (za 20 lat będzie cesarzem, i to jednym z najlepszych). Cały trik polega na tym aby przetrwać Batawami dopóki legiony nie przyjdą z pomocą:
W pierwszej bitwie legiony zdążyły dojść do Brytów i doszło do bardzo ciekawej walki ciężkich oddziałów:
Na szczęście barbarzyńcy zwarli szeregi o ostatecznie wygrali:
Jednak w rewanżu Marcin zagrał popisowo barbarzyńcami – jego rydwany po prostu rozjechały moich Batawów a legiony nigdy nie zdążyły włączyć się do walki:
Mając ten bagaż doświadczeń przystąpiliśmy do meczy przez Vassala. Ja za przeciwnika miałem Tonego Armadę, doświadczonego gracza z USA, któremu zdarzało się już wygrywać turnieje. Tym razem jednak dwa razy udało mi się go pokonać 6-3, w miarę łatwo biorąc pod uwagę poziom przeciwnika i zainkasowałem 3 punkty:


Marcin miał trudniej, jego przeciwnik stawiał dużo wyższe wymagania, i skończyło się podziałem punktów (po 1.5) po tym jak każdy z graczy wygrał po jednym meczy 6-4. Ostatecznie po 5 runadch ja miałem 9 dużych punktów a Marcin 7.5
Ładne wyniki, ale jak się okazało – niewystarczające aby wejść do finałowej ósemki. Ja chyba miałem najciekawszą sytuację – z dwoma innymi graczami miałem po 9 punktów i zajmowaliśmy ex-equo siódma pozycję. Trzeba było użyć rozstrzygnięcia za pomocą małych punktów (w systemie szwajcarskim to ilość punktów zdobytych przez pokonanych przeciwników). I tu kolega Tomek miał 43.5 punktu, Brent 42 a ja 41… Tak blisko a tako daleko – dało mi to ostatecznie miejsce dziewiąte.
Zabawa była jak zwykle przednia, można było się spotkać z różnymi stylami gry a także zapoznać z niegranymi scenariuszami. Kolejna okazja pograć będzie w Mini-Tournament, który ma ruszyć już niedługo.
Wszelkie szczegóły turniej i piątej rundy można znaleźć tutaj:
Szkoda, że tym razem nie poszło. W sumie sporo graczy w tym turnieju i wysoki poziom, skoro tym razem nie udało Ci się wygrać. 😉 Ale kto wie co by się stało, gdyby nie te małe punkciki… 🙂
O tym systemie szwajcarskim musisz mi jakoś przy okazji opowiedzieć, bo to się wydaje być bardzo ciekawy sposób przeprowadzania turnieji.
LikeLike