W dniu wczorajszym, po kolejnym etapie drogi do Santiago – jak zwykle pełnym maszerowania, w końcu nasze towarzystwo miało na tyle siły aby zagrać w planszówki.
Po rozłożeniu “przyborów” w kuchni staliśmy się obiektem zaciekawienia dużej grupy pielgrzymów nocujących z nami. Nie przeszkadzało to nam oczywiście a przy okazji mieliśmy możliwość wdrożenia Jacka w arkana jednej z dwóch mini-planszówek, które zabrałem i dźwigam codziennie na plecach.
Etta przed kolacją
Zaczęło sie godzinkę przed kolacją, ale niestety nie zdążyliśmy rozegrać pełnej partii, bo robione specjalnie przez wolontariuszkę typowe danie portugalskie pojawiło sie z nienacka pod naszymi nosami! Dlatego poniżej jedynie wyniki poglądowe:
- Maciek 88
- Michal 59
- Jacek 47
- Magda 36
Etta po kolacji
Kolacja była przesympatyczna, jedliśmy “bida-zupę” (coś jak szczawiowa bez szczawiu) a potem budyń robiony oryginalnie z jajek. No ale jak juz uprzatnelismy stół to ponownie – hop! – skoczyliśmy do planszówek. Skład był ten sam ale po dwóch kolejkach Magda zdezerterowała. Mackowi szło znakomicie i to on został zwycięzcą partii:
- Maciek 183
- Jacek 138
- Michal 123
- Magda Dezerter 34
Jak to mówią, na Camino nie powinno się zabierać rzeczy, których sie nie używa. Pierwsza planszówka za nami, czas na kolejna wkrótce!
Podziwiam determinację.
LikeLike