Jest taka niepisana tradycja – na wyjazdach około noworocznych, w dniu sylwestra, po 20 : 00 w planszówki nie gramy (godzina jest umowna, chodzi o początek zabawy Sylwestrowej). Zasada ze wszech miar słuszna, a biorąc pod uwagę, że tego dnia było jeszcze wiele innych atrakcji (nowo otwarte stoki narciarskie, potrzeba przygotowania się do imprezy) planszówek za dużo nie było.

1) “Combat Commander Europe”
Jednak nie było tak, że nie było nic! Wykorzystując poobiedni czas, wprowadziłem Konrada do gry Combat Commander Europe. Zagraliśmy scenariusz wprowadzający, Fat Lipki, opisujące starcie Niemców i Rosjan w lipcu 1941:

Jak widać, Konrad był Rosjanami (dużo ich więcej, lekko słabsze wyposażenie, dalej co punktów zwycięstwa zaznaczonych na czerwono powyżej) a ja Niemcami.

Co się działo? Ano (zgodnie z numerami z poniższego zdjęcia):

(1) (2) w pierwszych ruchach zająłem oba główne budynki na planszy

(3) Konrad podszedł swoimi przeważającymi siłami na mojej lewej flance

(4) również na mojej prawej podszedł – niestety, walka na bagnety tutaj mi nie wyszła i straciłem oddział i dowódcę

(5) po podejściu Konrada pod mój domek, stracił jednostkę ale wygrał ponownie walkę na bagnety – kolejny stracony dowódca i żołnierz. W tym momencie zostałem z dwoma zespołami strzelców – czyżby pora na poddanie się? Nigdy!

(6) wycofałem jedną ze swoich ocalałych jednostek do domku po prawej flance. Ta jednostka stała się jednym z największych bohaterów Rzeszy w historii: zdobyła status weterana, naprawiła broń ze stosu broni zniszczonych, wyeliminowała dwie jednostki wroga i jedną broń, dwie kolejne złamała. Była nie do pokonania i nigdy nie uległa!

(7) W międzyczasie Konrad zaczął podchodzić i atakować moją drugą ocalałą jednostkę. Było to duże zagrożenie, bo był jedną jednostkę od automatycznego zwycięstwa – ale się nie udało jej pokonać.

Gra się skończyła po wyczerpaniu limitu tur – zdecydowanym zwycięstwem na punkty Konrada:

Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że mimo niepomyślnego obrotu bitwy miałem dużą satysfakcję z jej przebiegu. I cieszę się, że uniknąłem automatycznej porażki!

Gra dała nam obu dużo radości i na pewno będziemy ją kontynuować.

2) “Memoir’44” Pointe-du-Hoc
Tego dnia udało się jeszcze zagrać na szybko (scenariusz skończyliśmy 10 minut przed planowanym czasem imprezy sylwestrowej!!!) w Memoir. Tym razem scenariusz opisywał jedną z najbardziej kuriozalnych sytuacji podczas lądowania w Normandii – bitwę o Pointe-du-Hoc:

Skąd wynikało kuriozum? Pointe-du-Hoc był linią klifów, bronioną przez trzy, potężne baterie artylerii. Dowództwo Aliantów bardzo obawiało się ataku w tym sektorze. W rzeczywistości okazało się,że na pierwszej linii była tylko jedna bateria, a dwie pozostałe były niebronione w ogrodzie za linia obronną (las na naszej mapie z dwoma punktami zwycięstwa). W bunkrach, gdzie powinny być artylerie, były kukły żołnierzy… Czy Niemcy bali się bombardowania, czy coś innego im przyświecało – tego się nie dowiemy. Tak czy siak, odcinek, który miał być “krwawą łaźnią” okazał się w miarę znośny.

W scenariuszu granym w Sylwestra, Łukasz po bardzo ciężkim boju wygrał Amerykanami 4-3 – końcówkę graliśmy w bardzo ekspresowym tempie:

Następnego dnia (zamieszczam dla spójności opisu) ja grając Amerykanami również wygrałem, ale ciut lepiej 4-1:

Ogólnie scenariusz z bardziej wymóżdzających i ciekawych.

A potem był bal…