Drugi dzień wyjazdu to zawsze główny punkt programu poprzez pobyt w termach – ale zanim to się wydarzyło doszło do niespodziewanej partii…
“Przebiegłe Wielbłądy”
..w Wielbłądy! Ta bardzo dynamiczna, szybka, ciekawa i emocjonująca planszówka pochodzi ze stajni Izy/Pawła. Nie gramy tutaj jakimś kolorem ale obstawiamy miejsce wielbłądów na koniec każdej tury i całego wyścigu. Wielbłądy poruszamy poprzez rzut kostką używając bardzo oryginalnej piramidy (po lewej poniżej):
W ramach naszej rozgrywki doszło do bardzo nietypowej sytuacji – wszystkie pięć wielbłądów było na tym samym miejscu, jedno pole od mety! Ostatecznie najlepszym szulerem okazała się Magda zdecydowanie zwyciężając – ale my się jeszcze odegramy!
“Churchill”
Już po termach i sytym obiedzie, ale jeszcze przed głównymi pozycjami wieczoru mieliśmy okazję zapoznać Tomka i Pawła z “na-wskroś-historyczną” grą jaką jest Churchill. W kuluarach dało się ciągle słyszeć dowcipne stwierdzenia “jak szybka i krótka to gra”, a tłumaczenie że 7 godzinna partia w Jakuszycach podczas której Kuba pod Alpami atakował Niemcy z Włoch była okresem początkowych odchyleń i wypaczeń!
My zagraliśmy scenariusz treningowy (pierwsze 3 tury) i razem z rozłożeniem i tłumaczeniem zajęło nam to 3 godziny. Mechanikę samego debatowania chłopaki dosyć szybko opanowali, trudniej natomiast było to przełożyć na konkretne akcje na drugiej planszy – gdzie poruszały się fronty. No ale była to gra testowa / szkoleniowa więc nie ma co się dziwić.
W naszej rozgrywce Niemcy padły (i to w okolicach lutego 1945) ale Japonia nie, co miało druzgocący wpływ na ostateczne modyfikacje punktów zwycięstwa i dało finalnie wygraną Marcinowi (Churchill).
“O mój zboże!”
W międzyczasie doszło do rozgrzewkowej gry w Zboże, gdzie wynik był maksymalnie wyrównany a aby rozstrzygnąć drugie miejsce trzeba było wertować zasady.
“Nusfjord”
To jedna z dwóch głównych pozycji przywiezionych z Essen – w ramach naszej grupy planszówkowej miała premierę w większym gronie w Górach Świętokrzyskich, ale pełen, pięcioosobowy skład po raz pierwszy dopiero w Uniejowie. Ujawniła tutaj swoje zalety i napięcie, jakie zawsze wywołuje za krótka kołderka:
Najlepiej swoją firmę łowiącą ryby poprowadził Filip, chociaż, tu cytuję, był to dla niego “zupełnie inny Uwe”. Ważne, że pozycja się spodobała a oprócz starych wyjadaczy grał też Paweł, którego wynik nie odbiegał od reszty.
“Etta”
Wisienka na torcie to ponownie Etta. Ale wcale nie taka zwykła! Prosze zwrócić uwagę na wykrzyknik – Ola zdobyła w jednej turze 72 punkty – to się jeszcze nie zdarzyło!
Nic dziwnego, że wygrała z 218 punktami, przed Filipem (195) i Magdą (178).
“Terraformacja Marsa”
Przyznam szczerze, że miałem ochotę zagrać w tą grę. Sporo o niej czytałem, o jej popularności i sukcesie. I krótko podsumowując – nie zawiodła mnie.
Niby kolejna planszówka z układaniem kafelków, zapełnianiem planszy i zdobywaniem punktów zwycięstwa. Ale zamiast zwykłej pre-definiowanej liczby akcji, olbrzymia zmienność przez setki niepowtarzalnych kart, które co turę losujemy, kupujemy, zagrywamy i budujemy niesamowite kombinacje. Minimalny element negatywnej interakcji dodaje pikanterii. Pięknie wydane kostki (złote, srebrne i brązowe) do oznaczenia surowców pokazują, że “Polak potrafi” (grę wydał Rebel). Z chęcią zagram ponownie i przetestuję kolejne strategie. A potem jeszcze raz – i okaże się że możliwości są ponownie zupełnie inne.
Co do wyników to wygrała współwłaścicielka – trochę jednak całej reszcie brakło ogrania, ale wyniki były przyzwoite a zabawa świetna.
I tym akcentem zakończyliśmy planszową część uniejowskiego wypadu. Następnego dnia były jeszcze termy i (dla większości) pyszny obiad a potem powrót do codzienność… Ale nie ma co spuszczać nosa na kwintę – już niedługo planszowy Sylwester a przed nim niespodzianka na blogu…
Sporo udało Wam się rozegrać jednego dnia, dwie spore pozycje. poprzedzone jeszcze Wielbłądami. 😉
LikeLike