Patrząc na skomplikowane planowanie i organizowanie, śmiało można powiedzieć ze był to wyjazd sezonu (jesiennego).
W silnej ekipie 6 osób dorosłych i 4 jakby mniej wybraliśmy się w Góry Świętokrzyskie. Cel turystyczny – przejście 20 GOT / zdobycie Św. Krzyża – został, po pokonaniu wielu trudów i przeciwności, zrealizowany. Cel planszowy – czyli gromadne ogranie gier z Essen, myślę że również.
Jesień królowała zarówno na dworze jak i na planszy – bo zaczeliśmy w piątek od Indian Summer. Pozycja jak wiadomo lekka, łatwa i przyjemna. Mając już pewne doświadczenie w układaniu liści, szybko poradziłam sobie i tym razem, ale i Magda SW po niewielkiej podpowiedzi ukończyła rozgrywkę w tej samej rundzie.
Agnieszce i Kubie pacyfikowanie młodzieży zajeło trochę więcej czasu i niestety nie załapali się na max. 4-osobowy stolik z Essen, ale poradzili sobie z tym problemem, zasiadając do Zamków Burgundii.
My natomiast wzięliśmy na tapetę kolejnego Uve Rosenberga – czyli Nusfjord. Już tradycyjnie, Magda SW, wielka miłośniczka gier Uve, zapałała sympatią i do tej pozycji. Tu niestety muszę się pokajać, bo nie doczytałam wcześniej instrukcji, a że do tej pory graliśmy tylko we dwoje, z nowymi graczami pojawiło się kilka nowych pytań i sytuacji, które trzeba było konsultować z instrukcją. Ze względu na późną porę, parę kwestii skonsultowałam poprawnie, parę nie… ale to się nadrobiło kolejnego dnia.
I znów, razem z Magdą SW stanęłyśmy na podium – zdobywając po 33 punktu. Lukasz był drugi z 27 punktami, Oldze łowienie ryb w zimnych norweskich fiordach poszło nieco gorzej – 25 punktów.
Sobota upłynęła pod znakiem spaceru po jesiennym lesie. Znajdź 5 różnic 🙂
O ile w rzeczywistości okazało się, że nawet certyfikowany przewodnik PTTK i rodowita kielczanka mogą zgubić szlak, to w grze doświadczenie pozwoliło na bezdyskusyjny sukces.
Zwłaszcza, że Aga jak sama stwierdziła, z wyobraźnią przestrzenną nigdy nie miała za bardzo po drodze. Magda SW za to znów deptała mi po piętach, ale tym razem udało mi się wygrać.
Zanim jednak zagraliśmy w Indian Summer, odbyliśmy dość długą debatę na temat podziału graczy na gry. Wadą nowości z Essen jest to, że da się w nie grać zaledwie w 4-5 osób, no a nas było sześcioro.
Tak więc jeden stolik znów zasiadł do Zamków Burgundii. Wygrał Łukasz (czerwony) – 224p, Olga (czarny) – 199p, trzeci był Kuba – 182p. Tu należą się podziękowania dla drugiego stolika za wierną dokumentację rozgrywki.
W łowieniu ryb w Norwegii znów najlepiej odnalazła się Magda SW zdobywając 30 punktów, mi jako bogatemu akcjonariuszowi udało się zająć drugie miejsce – 27 punktów, a Agnieszce – 25.
Na koniec dodam może, że do tej pory żyłam w przekonaniu że gry planszowe to jednak dość kosztowne hobby. Po niedzielnej wizycie w Ćmielowie muszę jednak stwierdzić, ze kolekcjonowanie porcelanowych figurek jest hobby znaaaacznie kosztowniejszym… i nie bójmy się tego powiedzieć – zdecydowanie mniej społecznie pożytecznym.
Fajny post. I tak, muszę przyznać, że Indian Summer, pomimo pięknej grafiki, to kompletnie nie moj klimat.
LikeLike
Gry ostatnimi czasy dość monotonne, więc ciężko coś ciekawego napisać, choć tutaj urzekło mnie przeplatanie rzeczywistości rzeczywistej z grową oraz puenta postu. 😉
LikeLike