Dzisiejszy wpis będzie trochę niechronologiczny, bo tyczy się ostatniego weekendu, a kilka gier jest zaległych. No ale zainspirowany komentarzem małżonki – którego parafraza jest tytułem niniejszego postu – nie mogłem się oprzeć.
A będę pisał dzisiaj o kolejnym turnieju w CCAncients. Tym razem z serii Mini Tournaments, nr 55, czyli prosto mówiąc – MT55. Open Tournament trwa cały rok a w międzyczasie są grane mniejsze imprezy. Ta akurat taka mała nie była, bo grało 14 osób podzielonych na dwie grupy po 7.
Tematem przewodnim był podbój Galii przez Cezara.
Krótko o zasadach dla przypomnienia: każdy z grupy Galów, gra mecz z każdym z grupy Rzymian. Porównujemy kto – w takich samych warunkach 7 scenariusz- uzyskał najwięcej sumarycznie punktów zwycięstwa. Potem po dwie osoby wychodzą z każdej grupy do półfinałów, a potem ich zwycięzcy graja finał.
Jako, że wylądowałem w grupie galijskiej pierwotne założenie było, że większość meczy się przegra i ma się nadzieję, że współzawodnicy w grupie przegrają jeszcze wyżej 🙂 No ale tak źle nie było – na 7 meczy 5 wygranych. Przy czym ostatni meczy był meczem o wszystko – zdobywając w nim zaledwie 3 punkty, wyprzedziłem w tabeli kolegę z USA, który ostatnio wygrywał i wygrywał:
Uff, jest duży sukces, pierwsze wyjście z grupy w dodatku w tyle pozostawiając jednego z najlepszych graczy.
Z takim przekonaniem podszedłem do półfinału – w sumie zdobyłem więcej niż sobie wyobrażałem. A tu w półfinale psikus – udało mi się w pierwszym meczu (w półfinale i finale gra się mecz i rewanż) pokonać kolegę dużo słabszą stroną (20% zwycięstwa wg. http://www.commandsandcolors.net/) a że potem nie miał już czasu (i chyba serca) awansowałem do finału.
No dobrze, jest nieźle a nawet super. Finał to już nie przelewki – trafił tam też główny organizator turniejów (Mark z Australii) a zarazem to jeden z bardziej doświadczonych graczy. W dodatku przed nami scenariusz “olbrzym” – Gergovia:
Gra do 8 punktów, posiłki po obydwu stronach, olbrzymie wzgórza, artyleria, Julisz Cezar. Ogólnie – scenariusz godny finału. A w dodatku na tyle złożony, że “prostuje mózg”.
W pierwszym scenariuszu grałem Cezarem a kolega Mark skazanymi na pożarcie Galami (20% zwycięstw). Wygrać to pewnie się da ale jak tu zdobyć przewagę na drugi mecz? Ku mojemu zaskoczeniu uważna i oszczędna gra Rzymianami (głównie aby nie tracić bez sensu jednostek) zaowocowała kolosalnym zwycięstwem 8-1:
Przy opkazji pierwszego meczy kolega Mark nauczył mnie nowego słowa po angielsku: “debacle”. Dla tych co nie znają, proszę sobie sprawdzić:)
Ale koledzy z Vassala nie takie rzeczy widzieli i się nigdy nie poddają. Więc druga parta była bardzo emocjonująca, ale po zdobyciu 2 punktu wiedziałem, że jestem zwycięzcą dwumeczu i turnieju… Ostatecznie, wspinając się chyba na wyżyny swoich umiejętności drugą partię też wygrałem, teraz będąc Galami 8-7:
Uff, nie powiem, po 2.5 godzinie – graliśmy mecz za meczem – człowiek czuł się mentalnie zmęczony. Ale warto było! Satysfakcja ogromna!
Wszelkie szczegóły turnieju można znaleźć poniżej:
http://www.commandsandcolors.net/ancients/articles/tournaments/156-mini-tournaments/mt55-gallic-wars/1065-tournament-results.html
Dalsze relacje nastąpią – MT56 już ruszył i jak na razie udało mi się dwa mecze wygrać!