Za nami bardzo udany weekend wyjazdowy – tym razem kierunek Podlasie, a dokładniej okolice Białegostoku i Supraśla! A że jednocześnie było to wydarzenie związane zarówno z imprezką urodzinową jednego uczestnika, dużą ilością planszówek i zwiedzaniem na rowerach – impreza udała się na całego!
Na blogu oczywiście skupimy się na naszych planszowych potyczkach. Tu ważna uwaga – warunki pogodowe były na tyle ekstremalne (temperatura) że naprawdę dużo samo-zaparcia i werwy potrzeba było aby przezwyciężyć chęć do nic nie robienia wieczorami… Ale się udało 🙂
PS. Na koniec artykułu – niespodzianka!
“Vinhos” – razy dwa
Vitala Lacerda – kultowy w niektórych kręgach twórca gier – na stałe już zagościł na naszych spotkaniach planszówkowych. Nie ma co się dziwić – gry graficznie i tematycznie dopieszczone w najmniejszym szczególe dają dużo radości i satysfakcji. Gdy jeszcze do tego popija się dobrze schłodzone białe wino – a na zewnątrz i wewnątrz temperatura spokojnie przekracza 30 stopni – to robi się jeszcze milej.
Miłe towarzystwo, miła gra ale małżonce niestety nie poszło – żółty okazał się tym razem czerwoną latarnią… 😦

Drugiego dnia, w tym samym składzie (Kuba, Aga, Magda) rozgrywka była już dużo bardziej wyrównana, ale chodzą głosy, że z powodu niedoczytania zasad, powinna być jeszcze jedna tura, w której “Agnieszka by nieźle zamieszała“!

A tak skończyło się na drugim zwycięstwie Kuby i… ponownej konsumpcji trunków tematycznie związanych z grą!
“Enemies o Rome” – na dwa razy
To dobra pozycja na takie temperatury. Nie jest może najbardziej wysublimowana, ale daje dużo radości i pozwala dowolnie wyżyć się na planszy – nie angażując wszystkich szarych komórek 🙂 Tego akurat nam trzeba było. Zaczęliśmy następująco, z Rzymem (ewentualny 5 gracz) pod kontrolą Barbarzyńców:

A teraz trochę o tym co sie działo na planszy (na wszystkie zdjęcia można kliknąć i je otworzyć):

(1) Ha, dawno już ukułem tą maksymę w tej grze – nie przywiązuj się do swojej stolicy. Jak popatrzymy powyżej, zauważycie, że… zamieniliśmy się stolicami z Maćkiem! Teraz on był w Syrii a ja w Tracji!
(2) Krzysztof przez nikogo nie stresowany w najlepsze zajmował Afrykę Północną.
(3) Marcin, cóż. Akurat na tym zdjęciu… zniknął z planszy! Desant moich fioletowych jednostek z Tracji to załatwił… Ale tutaj warto nadmienić, że Marcinowu również nie powiódł się atak na innego gracza, przez co stracił 2 punkty. Pechowy początek!
(4) A na koniec Maciek wyposażył się w katapultę i zaczął podbijać Azję mniejszą!

Dalej było tylko bardziej szalenie… Kontynuowaliśmy już w sobotę, bo w piątek z powodu późnej pory z jadalni wygoniła nas Pani zarządzająca… 😦
(5) Ekspansja Krzyśka została brutalnie ukrócona przez Maćka; ale spokojnie, Krzysztof się odkuje…
(6) Marcin w pełni się odrodził i tak obstawił Rzym, że był nie do ruszenia aż do końca gry!
(7) Ja straciłem ostatecznie Trację – ilość barbarzyńców, jaka się tam pojawiła wyczerpała WSZYSTKIE znaczniki z woreczka…
(8) Zagraniem szalonej karty Maciek nagle pojawił się w północnej Italii.
(9) Ale najlepsze się miało dopiero wydarzyć. Najpierw Krzysztof desantował się i zajął Maćkowi Syrię, która on po trudnej walce odbił:

(10) Potem Maćka odwiedziło 10 barbarzyńców w Syrii – nie dał chłopina rady:

(11) A na koniec pustą Syrię zająłem ja 🙂
Jeżeli chodzi o punktację, to była ona bardzo wyrównana:
- Michał -20 (tyle samo prowincji co Maciek, więcej legionów)
- Maciek – 20
- Krzysztof – 12
- Marcin – 10
“Azul” – ponownie razy dwa
Podczas gdy na stoliku obok rozkładana była Cywilizacja, dziewczyny zagrały dwie partie w Azula. W pierwszej wygrała Aga:

I tutaj ważna uwaga: dziewczyny grały po pierwsze w wersję otwartą
- zauważcie, że nie ma kolorowych pól gdzie trzeba położyć kafelek, każdy sam decyduje co i gdzie się znajdzie (w ramach standardowych zasad).
- a po drugie, odejmując sumaryczną ilość punktów ujemnych z powodu spadających na podłogę płytek.
No i ta dowolność w układaniu zaprowadziła Magdę na manowce – w poniższym układzie ŻADEN kafelek nie pasuje do idealnego miejsca w środku…

Ale w drugiej partii już wszystko wróciło do normy…

“Civilization A New Dawn” – ukoronowanie sobotniego wieczoru
Grane równocześnie do Azula w prawdziwie tropikalnym ukropie. Należy nadmienić, że Krzysiek mentalnie wspierał Macka w tej grze – jest ona tylko na 4 graczy więc musieliśmy sobie poradzić.
Ta wersja Cywilizacji jest dosyć szybka do zagrania – ma odpowiedni balans trudności do długości gry. Los tak to wszystko ustawił, że ja i Kuba byliśmy blisko siebie a Marcin i Maciek mogli się swobodnie rozwijać.

Drogą do mojego sukcesu okazało się zbalansowanie budowy cudów świata, rozwoju terytorialnego i… (no chyba nie spodziewaliście się niczego innego) porządnej siły militarnej, którą można było przyłożyć – stolicy Kuby zdobyć się nie udało, ale dwa Państwa-Miasta poległy. Wyścig o zwycięstwo było dosyć zażarty a Marcin był tylko 1-2 tury od tego aby samemu wygrać:

“The Great War” – zaskakujący bonus!
Na koniec zupełna niespodzianka. Z przyczyn obiektywnych Marysia i Piotr nie mogli być na wyjeździe, ALE NIE PRÓŻNOWALI! Poniżej dwie partie w The Great War z autorskim komentarzem graczy:

GRA 1: Marysia była blisko wygranej grając Brytyjczykami. “No man’s land shelling” wykreował ładny korytarz i w pierwszych dwóch ruchach pozwolił na wlanie całej masy brytyjskiej piechoty w niemieckie okopy – po podwójnym zagraniu “Infantry Assault”. Marysia doszła do drugiej linii okop[ów i prowadziła 4-2. Skończyło się jednak 6-5 dla Niemców (Piotr).

GRA 2: Marysia zagrała na początku “Direct from HQ”, a potem ruch wszystkimi jednostkami w linii – dzięki temu bardzo wiele jednostek udało się od razu przesunąć do okopów. Niestety, i tak mimo wszystko Alianci przegrali.
I tym miłym akcentem kończę relację z bardzo miłego i sympatycznego weekendu!