Kolejny raz mieliśmy okazje pograć w planszówki w krav-magowym towarzystwie (relacja z pierwszej imprezy tutaj: Rozgrywki w licznym gronie). Tym razem oprócz poprzedniego składu (Goska, Łukasz, Agata, Konrad, Paulina, Marcin, my) dołączył również Jacek. Dziewięć osób to już bardzo zacne grono i możliwość wielu ciekawych partii. A więc do meritum.

“Photosynthesis”

Podzieliliśmy się na “dwa stoliki”. Na pierwszym Magda tłumaczyła Drzewka a na drugim ja przedstawiałem Kafelki. Fotosynteza okazała się grą bardzo wyrównaną, zabawa w ministra Szyszkę i wycinka drzew przypadła ewidentnie wszystkim do gustu, a Konrad okazał się najlepszym drwalem.

Jaskinia1

Magda nie grała, aczkolwiek czuwała nad przebiegiem rozgrywki a jej palec kierowniczy pokazywał “ty zrób to a ty tamto” (i nie oszukuj!!!) 🙂

“Azul”

Piękne portugalskie azulejos jak zwykle zrobiły wrażenie – w sumie gra ta zdobyła już kilka nagród za wykonanie. Po szybkim tłumaczeniu – zasad nie ma za dużo – rozpoczęliśmy rozgrywkę. Bardzo dobrze szło Marcinowi ale w pewnym momencie się niestety pomylił (mimo naszych apeli aby zmienił ruch!) i koniec końców stracił szansę na lepszy wynik.

Byliśmy też wyjątkowo niemili dla Pauliny, bo w jednej z rund zostawiliśmy jej chyba 8 czy 9 czerwonych kafelków co zmusiło ją do “uzyskania”  maksymalnej ilości punktów karnych. Oczywiście, bijemy się w piersi.

Mi grało się wyjątkowo dobrze – jakoś tak wyszło, że każdy z kafelków które ułożyłem był optymalny, co pozwoliło stworzyć trzy kolumny, dwa pełne rzędy i uzyskać pełen kolor.

Jaskinia2

“Indian Summer”

Jako  że nasi leśnicy na stoliku z Fotosyntezą niemiłosiernie się męczyli z lasem (karczowanie to jednak trudna sprawa!) my również postanowiliśmy się wybrać do lasu, ale zamiast wycinać drzewa, zbieraliśmy Liście. Każdy z nas był świetnie wyekwipowany, łykaliśmy co i rusz jagódki i grzybki, a najdalej w las zaszła Paulina i ja, którzy jako pierwsi w tej samej turze ułożyliśmy cała łamigłówkę:

Jaskinia3

Paulina jako lekarz zdefiniowała u twórcy gry tworzenie zasad pod wpływem środków halucynogennych. Nie wiem jak doszła do tego wniosku, ale teoria wydaje się ciekawa 😛

“Ticket to Ride”

W tym momencie “ręka kierownicza wieczoru” / “szara eminencja spotkania planszówkowego” – jak się ktoś nie domyślił, chodzi o Magdę – zdecydowała o asymetrycznym podziale stolików, zostawiają mnie i Marcina samych, a zabierając resztę ekipy w podróż pociągami po Europie.

Gośka z Łukaszem stworzyła zespół pod roboczą nazwą “Norki”, Konrad został przemianowany na Andriollego i się zaczęło. Z pamiętnych wydarzeń, które odnotowała historia to wielokrotne próby zbudowania tunelu “różowymi wagonikami” przez Paulinę, super długie tunele Andriollego, debatę czy jeżeli są dwa Norki to punkty końcowe podzielić im na dwa, świetny finisz punktowy Jacka i Agatę prowadzącą na punkty przed rozliczeniem biletów – były zakusy, aby grę w tym momencie skończyć “bo wynik był już satysfakcjonujący” 🙂

Jaskinia8

Ostatecznie rzutem na taśmę wygrała Paulina – tutaj chciałem zaznaczyć, że zrobiła to mimo kontuzji obojczyka dającej się jej we znaki! Brawo!

“Commands and Colors Ancients” – po raz pierwszy

Znosząc decyzję o podziale na dwa stoliki (patrz powyższy akapit) i nie czekając długo postanowiliśmy z Marcinem zagrać jakieś luźne, niezwiązane z żadną kampanią scenariusze w CCA. Na pierwszy ogień poszła bitwa z powstania całych Włoch przeciw Rzymowi i pierwszej połowie I w pne – tylko 30 lat przed Cezarem (po kliknięciu na obrazek zdjęcie otworzy się w większym formacie):

Cóż, oddziały rzymskie Marcina który miały spacyfikować moich Samnitów zdecydowanie nie spisały się – wynik 1-5 najlepiej to oddaje.

“Commands and Colors Ancients” – po raz drugi

Budowanie szlaków kolejowych zabierało czas więc rozłożyliśmy kolejny scenariusz – tym razem jedna z bitew w “roku czterech cesarzy” – pretendent Nigier walczący z drugim pretendentem – Severusem (on ostatecznie wygrał z wszystkimi i był 20 lat cesarzem). Ustawienie początkowe pokazuje oskrzydlające zagranie Severusa – dużo ciężkiej i średniej konnicy na mojej prawej flance:

Niestety, to zdecydowanie nie był wieczór Marcina – rzuty mu nie wychodziły, a cała jego piękna jazda została w dużej mierze rozbita. Potem walka w centrum była wyrównana, ale przewaga z bitwy kawaleryjskiej zważyła.

I tak skończył się ten wielce sympatyczny wieczór – niektórzy potem jeszcze spacerem wracali do domu, mając nadzieję, że KFC będzie otwarty całodobowo ale się niestety srogo zawiedli 😦